Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

TOUR DE USA!




Caterpillar przestał produkować silniki do ciężarówek, ale zaczął produkować ciężarówki. Na zdjęciu pierwszym właśnie truck marki Cat. Poza tym amerykańska betoniarka, dwa stare cabovery, dwa klasyki Paccara, dwie rozbite ciężarówki, dwie fotki Dodge'a Magnum, florydzkie palmy i billboardowa ewangelizacja.











 Jedziemy z Nowego Jorku na Południe. Kwietniowe upały, trochę gabarytów, Marmon, kilka innych ciekawych trucków.



 

A może to jednak praca na całe życie?

Minął kolejny tydzień w nowej pracy. Praktycznie pierwszy cały "normalny" tydzień w nowej pracy. I jestem dziś znacznie bardziej optymistycznie nastawiony, niż byłem tydzień temu. 


Przede wszystkim lepiej się czuję fizycznie. Okazuje się, że wystarczą dwa tygodnie treningu, by była odczuwalna różnica w naszych możliwościach dotyczących wykonywania ciężkiej fizycznej pracy. A jeżeli widać różnicę po tak krótkim czasie, z pewnością za parę miesięcy będzie jeszcze lepiej.

Drugą optymistyczną wiadomością jest to, że rozmawiając z moimi nowymi kolegami w firmie zobaczyłem, że wielu z nich pracuje tam po kilkanaście lat. Oni nie traktują tej pracy jako czegoś tymczasowego, do czasu, aż znajdą coś lepszego. Wręcz odwrotnie. Uważają, że to jest najlepsza praca, jaką kiedykolwiek mieli w życiu. A są to kierowcy z wieloletnim doświadczeniem, mogący wybierać gdzie i dla kogo chcieliby pracować.

Jest też sporo nowych kierowców w tej formie i mam wrażenie, że wielu nowych bardzo szybko odchodzi, ale ci, którzy przetrwają, zostają na lata.

Jakie są zalety tej pracy, w porównaniu do pracy polegającej na wożeniu "normalnych" ładunków? Jest ich sporo, ale najłatwiej je ukazać pokazując wady tej ostatniej pracy. "Normalny" kierowca w takiej firmie jak US Xpress teoretycznie może przejechać do trzech tysięcy mil tygodniowo i otrzymując, powiedzmy, 35 centów na milę, brutto zarobi tysiąc dolarów tygodniowo. Tyle teoria, ale...

W teorii nie ma różnicy między teorią a praktyką, ale w praktyce jest. A praktyka jest taka, że nie każdy ładunek się wiezie cały dzień. Nie każdy się wiezie na odległość 1000 km. Nie zawsze też zaraz czeka kolejny. Nie zawsze jest możliwość natychmiastowego rozładunku. Czyli w praktyce kierowca nie jest w stanie przejechać średnio więcej, niż 2000-2500 mil tygodniowo. I to tylko wtedy, gdy cały czas jest w drodze. Gdy chce przyjechać na parę dni do domu, przejedzie jeszcze mniej mil. Zarabia więc w skali roku 35-40 tysięcy dolarów, a w domu jest gościem. Zalety? Są i zalety. Nie musi rozładowywać ręcznie ładunku, a w wielu miejscach po prostu odpina naczepę i zabiera pustą. Jak ją tylko znajdzie.


Kierowca "dedykowany", pracujący tak jak ja, ma zawsze czekający na siebie kolejny ładunek. A ponieważ połowa jego pensji jest za rozładunki, nie jest aż tak istotne ile przejedzie mil. Nie ma żadnego problemu, by tygodniowo rozładować trzy naczepy i przy okazji przejechać 1500 mil. Czasami są to cztery naczepy, a mil może być nawet 2000. Zatem taki kierowca zarabia tygodniowo co najmniej 1000 dolarów, a może zarobić i 1500. Jeden z tych, którzy pracują tam ponad dziesięc lat zdradził mi, że w ubiegłym roku zarobił brutto 68 tysięcy dolarów. I do tego każdy weekend w roku spędził we własnym domu.

Jest oczywiste, że nowy kierowca zawsze zarobi mniej. Ma niższą stawkę za milę, nie ma takiego doświadczenia, więc wolniej rozładowuje i nie ma od początku dobrych układów z dyspozytorem. Z pewnością są lepsze i gorsze ładunki i ci, którzy pracują tam od lat zawsze otrzymają te lepsze - tak to już w życiu jest. Ale i ci nowi szybko stają się "starymi" kierowcami, jeżeli wytrzymają kilka miesięcy, a jak ktoś ma takie wąsy, akcent i nazwisko jak ja, to dyspozytor od razu go zauważy i człowiek przestaje być częścią bezosobowego tłumu.

Minął trzeci tydzień pracy. Ja jestem trzeci weekend z rodziną. Trzeci raz zaczynam w poniedziałek od rozładunku o rzut beretem od domu. Nie martwię się, że paliwo drożeje, że spedycja spóźnia się z zapłatą za przewóz towarów, że potrzebuję nowe opony i że mam wyciek oleju z silnika. I choć wiem, że niektórym to bardzo trudno zrozumieć, że "kierowca z takim doświadczeniem tyra rozładowując paczki jak młodzik" - to z mojego punktu widzenia wygląda to inaczej. Praca pięć dni, dwa dni w domu, trochę fizycznej aktywności, która i tak jest mi bardzo potrzebna, a na dodatek za tę fizyczną pracę naprawdę uczciwe wynagrodzenie.

Nie wiem oczywiście co mnie czeka w przyszłości, ale przyznam, że zaczynając tę pracę myślałem, że będzie to coś "na próbę", może na parę miesięcy, do czasu, aż znajdę coś lepszego. teraz coraz bardziej wydaje się jasne, że to może być praca na stałe i że niczego innego nie będę szukał. No chyba, że... Chyba, że mi się za chwilę coś odwidzi. ;-) Ale to tylko czas pokaże. :-D

Ciągle boli, ale idzie ku lepszemu.

Mijają kolejne tygodnie pracy w nowej firmie. Czy jest łatwiej? Hmmm... Na pewno nie umieram już po wyładowaniu 20 ton pudełeczek, ale ból mięśni nie ustaje. Bolą ramiona, bolą palce i... łokcie.

Jednak i to zapewne minie, a ubocznym skutkiem tego bólu jest to, że już wizualnie widać, że mi przybywa muskulatury. Budzianem, ani Hardcorowym Koksem nie będę, ale też nie o to chodzi. Chodzi raczej o zdrowie, a dla tego trochę ćwiczeń jest zawsze korzystnych.

Poza tym ja, po latach całych zmagania się z niskim ciśnieniem, przed podjęciem tej pracy zacząłem mieć sporadycznie problem przeciwny. A wysokie ciśnienie to nie są żarty. Niekontrolowane może prowadzić do wylewów i zawałów. Po tym, jak zacząłem fizycznie pracować, ciśnienie wróciło mi do normy.

Każdy weekend w domku, możliwość fizycznej aktywności, nie ma czekania na kolejne ładunki, siedzenia po truckstopach, relatywnie dobre zarobki - to wszystko są zalety pracy. I jak na razie wszystko mi się podoba.

No, prawie wszystko. Wczoraj rozładowałem się w Północnej Karolinie, okolice Charlotte. Dziś miałem planowany wyjazd do Georgii: Albany i Cordele. Jednak rozładunki w Charlotte trwały tak długo, że brakłoby mi godzin, by legalnie dojechać na czas do miejsc w Georgii. Myślałem, że dostanę inny ładunek, albo zmienią mi czas wyładunku, ale dyspozytor miał inny pomysł: "Pojedziesz z nowym kierowcą, pokażesz mu co i jak, i on będzie prowadził, więc nie potrzebujesz się martwić o czas pracy"

Tak też się stało i jestem lekko wściekły. Nie lubię z nikim jeździć, choć ten kierowca okazał się być bardzo sympatycznym facetem. Murzyn, ma na imię Maurice, jest doświadczonym szoferem, więc nie uczę go jeździć, ale pokazuję mu jak działa ta praca przy rozwożeniu towaru do sklepów Dollar Tree. Ja dostanę pełną zapłatę za mile i rozładunek, a robię tylko połowę rzeczy. Ale i tak wolałbym tego nie robić.

Jutro kolejny rozładunek w okolicach Charlotte, a to dopiero środa. Wygląda więc na to, że w tym tygodniu będę miał cztery trasy, czyli za same rozładunki otrzymam 680 dolarów brutto. Za mile będzie drugie tyle. Gdyby każdy tydzień był taki, byłoby bardzo dobrze. Zwykle jednak są trzy ładunki w tygodniu, czasem dwa, gdy sklepy daleko.

Mówiąc o dalekich sklepach, miałem obiecany sklep na Key West, FL. Nic z obietnicy nie wyszło, ale może innym razem się uda. Key West jest ponad 1000 km od bazy, więc nie da się tam zajechać i wrócić w jeden dzień. Prawdę mówiąc nawet z samym zajechaniem mogą być problemy, bo autostrada kończy się poniżej Miami, a na same wyspy prowadzi wąska szosa, z wieloma mostami, gdzie niemożliwe jest osiągnięcie średniej prędkości 100 km/h. Ale jak to w praktyce będzie wyglądało, być może okaże się już wkrótce. Nie wyszło w tym tygodniu, ale trzymam dyspozytora za słowo i mam nadzieję, że uda się w przyszłym, czy za dwa-trzy tygodnie. Ja nie popuszczę. :-D 


I na koniec zapraszam na blog "kierowniczki", samotnie jeżdżącej po Europie dużym DAFem: http://kierowniczka.blogspot.com/ Dzielna dziewczyna!

Dobry tydzień

Właśnie minął mi doskonały tydzień w pracy. Udało się rozładować cztery naczepy, a to przekłada się na konkretne pieniądze. Ja otrzymuję 170 dolarów brutto za każdą naczepę, więc za cztery to jest  $680. Do tego oczywiście dochodzą pieniądze za przejechane mile, których zwykle jest mniej-więcej drugie tyle. To jednak zmienia się zawsze, w zależności od odległości sklepów od bazy. Gdy sklepy są daleko, jest więcej pieniędzy "z jazdy", ale nie da się wtedy rozładować więcej niż trzy, a czasem tylko dwie naczepy.

W przyszłym tygodniu mam obiecany ładunek do Key West na Florydzie. To ponad tysiąc km od bazy, a ponieważ nie da się tam jechać cały czas autostradą, to nie jest możliwe dojechanie w ciągu 11-godzinnego dnia pracy. Trzeba po drodze zrobić 10-godzinną przerwę. Zatem w przyszłym tygodniu będą tylko dwa ładunki: Po weekendzie rozładunek w Charlotte i okolicach, a w czwartek Key West. Przejadę około 1850 mil, więc nie zarobię tyle, co w tym tygodniu, ale będzie przyjemna wycieczka. Zobaczymy, co nam z tego wyjdzie.


Nakręciłem jakiś film w ubiegłym tygodniu, pokazujący jak wyglądała moja praca. Wkrótce będzie na YouTube. Część pierwsza:
 YouTube